Kronika Prowincji

Kronika Prowincji 9 lipca 2010 wyświetleń: 2237

Ostatnie pożegnanie ś.p. Andrzeja Choróbskiego

Dzisiaj o godz.11 am zgromadziliśmy się przed Kościołem Matki Boskiej Różańcowej w Fairfield: Rodzina Choróbskich, ta najbliższa i ta dalsza, księża, przyjaciele i znajomi zarówno z kręgów polonijnych jak i australijskich, szkolni koledzy Roberta, Adama i Moniki, wierni z parafii Fairfield-Cabramatta i Liverpool oraz młodzież (z rodzicami) z Zespołu Pieśni i Tańca Lajkonik.

Długim orszakiem weszliśmy za trumną do kościoła, gdzie Mszę św. odprawili w koncelebrze: Ks. Krzysztof Chwałek, Ks. Marian Szeptak i Ks. Józef Kołodziej. Ks. Krzysztof wygłosił wzruszającą homilię. Czynny udział w liturgii brał Zespól Lajkonik czytając Słowo Boże, przynosząc dary i kwiaty, trzymając wartę przy trumnie - chłopcy w strojach ułańskich, które Zmarły tak lubił. Po Komunii św. na prośbę rodziny Urszula Lang wygłosiła Eulogy. Mówiła o życiu Andrzeja, o tym, dlaczego był tak bardzo lubiany i szanowany w polskiej społeczności.

Po mszy św. uroczystości pogrzebowe odbyły się na cmentarzu w Liverpool. Przez chmury wyglądało słońce, a deszcz poczekał, aż żałobnicy dotarli do sali Orła Białego w Cabramatta, gdzie czekało smaczne polskie jedzenie, pyszne ciasta, gorąca herbata, kawa, gdzie wszyscy mogli pogawędzić, a przede wszystkim utulić w żalu i dodać otuchy osieroconym. W roli koordynatorki pięknie sprawdziła się tutaj pani Zofia Manche; osoby takie jak ona są bardzo potrzebne w takich sytuacjach.

Eulogy

ANDRZEJ CHORÓBSKI, syn Anny i Juliana, urodził się w Prudniku (w Polsce) 26 sierpnia 1963 roku; ma młodszego brata Marka. Ukonczył Technikum Mechaniczne. Pracował jako mechanik samochodowy. W roku 1987 wyemigrował z Polski do Australii, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Elę. Poślubił ją w 1989 roku. Bóg obdarzył ich trójką wspaniałych dzieci: Robert ma teraz 18 lat, Adam 14 a Monika 9. Rodzice wychowywali dzieci w katolickiej wierze, w polskiej tradycji i kulturze. Chciałam też przypomnieć, że śp. Andrzej był ojcem chrzestnym swojego bratanka Dawida. 20-letni Dawid jest również wspaniałym młodzieńcem. Wszyscy młodzi Choróbscy służyli w kościele jako ministranci.

Ponad 8 lat temu dzieci Eli i Andrzeja przyszły do Lajkonika, gdzie już wcześniej tańczył ich kuzyn Dawid. Pamiętam, jak bardzo się wtedy ucieszyłam, że do zespołu dołączyły takie fajne, grzeczne dzieci, mające miłych rodziców, chętne do śpiewu, ładnie mówiące po polsku. Ela była od początku chętna do pomocy, najpierw uszyła spodnie opoczyńskie, potem spódniczki warszawskie. Andrzej też był zawsze chętny do pomocy, a dzieci wychowywał tak, aby innym służyły pomocą. Pamiętam jak we wrześniu ub. r. mieliśmy pierwszy pełny koncert Lajkonika po odejściu grupy starszych tancerzy. Byliśmy trochę zmartwieni jak to będzie, kto nam pomoże. Na dwie godziny przed koncertem pojawił się Andrzej z chłopcami: rozstawiali krzesła, nosili sprzęt, zakładali dekoracje. Andrzej był już wtedy chory, ale modliliśmy się, aby wszystko było dobrze, o jego wyzdrowienie.

Andrzej był dumny ze swoich dzieci. Z radością patrzył, jak tańczą ubrane w piękne kolorowe stroje. Tam, gdzie chodziło o sprawy polskie, dla Andrzeja nic nie było trudne, ani niewygodne. Kiedy zespół miał potrzeby finansowe i trzeba było zorganizować loterię fantową, Andrzej był pierwszym, który sięgnął do kieszeni i zafundował GPS'a (na pierwszą nagrodę) w nadziei, że inni rodzice też w podobny sposób pomogą zespołowi. Nigdy nie zapomnę Jego dobrego serca. Dzisiaj jestem dumna, że my jako Zespół możemy jakoś się za to dobre serce odwdzięczyć naszą tu obecnością.

Andrzej i Ela to była piękna i szczęśliwa para. Jak większośc emigrantów, dorabiali się na obczyźnie ciężką pracą. Dzięki temu Andrzej wybudował dla swojej rodziny piękny dom w ładnej dzielnicy. Był bardzo dobrym mężem i ojcem, bratem, stryjem, kolegą. Tryskał radością, lubił żartować, był przyjazny każdemu człowiekowi. Lubił jeździć na pikniki do Berrimy; częstował mojego męża takimi kiełbaskami, że Tony do tej pory wspomina, że w życiu tak pysznych kiełbasek domowej roboty nie jadł.

Cóż, nie chorował długo. Niecały rok minął od chwili, gdy się dowiedział, że ma guzy na nerkach i że mogą być przerzuty. Pogodzony z chorobą i cierpieniem powierzył swojej żonie Eli troje dzieci ufając, że wyrosną na wspaniałych ludzi.

Andrzeju, obiecuję, że my jako twoi przyjaciele zrobimy wszystko, żeby pomóc Eli i dzieciom. A Ty patrząc z Domu Ojca czuwaj nad wszystkim tak jak to robiłeś tu na ziemi.

Wieczny odpoczynek dać mu racz Panie
A światłość wiekuista niechaj Mu świeci...

 Tekst: UL i ESK

 

aktualizowano: 2010-07-16
Wszystkich rekordów: