Kronika Prowincji

Kronika Prowincji 16 października 2002 wyświetleń: 1918 Marianna Łacek

Obchody rocznicy wyboru Jana Pawła II (Ashfield)

Szesnasty dzień października wypadł bowiem w tym roku we środę, czyli w samym środku tygodnia pracy. Nie powstrzymało to jednak znacznej grupy Polaków, którzy odpowiadając na apel ks. Wiesława Pawłowskiego, wspólnie postanowili uczcić rocznicę pontyfikatu naszego Ojca Świętego

„Każdemu oddać według jego czynów”

 To refren Psalmu responsoryjnego, który w późnych godzinach wieczornych rozlegał się z rozjarzonego światłami kościoła Św. Wincentego na puste już o tej porze ulice Ashfield.
 Szesnasty dzień października  wypadł bowiem w tym roku we środę, czyli w samym środku tygodnia pracy. Nie powstrzymało to jednak znacznej grupy Polaków, którzy odpowiadając na apel ks. Wiesława Pawłowskiego, wspólnie postanowili  uczcić rocznicę pontyfikatu naszego Ojca Świętego.
 Ale zacznijmy od początku.
Punktualnie o godz. 19 zagrały organy i świątynię wypełniła „Barka”. Trudno byłoby o lepszą pieśń na tę okazję. Wszak to 24 lata temu polski kardynał, Karol Wojtyła odpowiedział ‘Tak Panie’ na wezwanie Mistrza aby rozpocząć z Nim nowy łów. Na brzegu pozostawił swoją barkę, a w tej barce wszystko, co było bliskie jego ludzkiemu sercu. Zostawił swój Kraj, ukochane góry, zostawił Kraków, swoich przyjaciół, groby najbliższych, a nawet swoje własne imię, przybierając od tamtej pory imię Jana Pawła II.
 Słowa „Barki” okazały się być aktualne jeszcze z innego powodu. Otóż nasze spotkanie modlitewne w rocznicę wyboru Ojca Św. na Stolicę Piotrową, uświetnił swoją obecnością Jego Ekscelencja, Ks. Biskup Władysław Blin z Diecezji Witebskiej na Białorusi. I on także zostawił to, co w powszechnym pojęciu uznawane bywa za w miarę komfortowe życie, aby podjąć jeden z najtrudniejszych odcinków pracy duszpasterskiej.
 
Powitał nas piękną, poprawną polszczyzną i jakby wychodząc naprzeciw zdziwionym spojrzeniom, wyjaśnił, że wychował się i wykształcił w Polsce.
 „Tak jak Kargul z filmu ‘Sami swoi’, przybyłem z rodzicami po wojnie ze wschodu. Jechaliśmy pewnie w sąsiednim wagonie – i dlatego mnie nie ma na filmie...” wyjaśnił z żartobliwym przymrużeniem oka. „ W Polsce zostałem ochrzczony, nauczyłem się mówić, skończyłem szkołę i Seminarium Duchowne  – dodał już serio -   Postanowiłem wrócić na  ziemie swoich ojców i dziadów, żeby tam głosić Ewangelię.”
Białoruś, mówił Ks. Biskup Blin, można najogólniej podzielić na dwie części – zachodnią i wschodnią. W części zachodniej, tej położonej bliżej Polski, przetrwały jeszcze tu i tam nikłe ślady wiary. Teraz kapłani próbują dotrzeć do nich, odgrzebać je, odświeżyć i połączyć w prężnie działające ośrodki duszpasterskie.
 Inaczej natomiast przedstawia się sytuacja w Białorusi wschodniej. Wychowanie ponad czterech pokoleń bez religii, bez wiary, bez Boga dokonało wielkiego spustoszenia duchowego wśród białoruskiej ludności. Objawia się to na przykład dużą stosunkowo ilością dzieci, które wyrastają bez rodziców, w domach opieki. Te dzieci prawie wszystkie cierpią na chorobę sierocą. One łakną miłości. Powinny mieć do tego prawo. Wszak bycie kochanym i akceptowanym bez zastrzeżeń przez najbliższych, jest niekwestionowanym dążeniem  każdego człowieka. Stanowi to właściwie podstawę tego, co nazywamy osobistym szczęściem.
 Katoliccy Kapłani postanowili rozpocząć reewangelizację Białorusi od tych najmłodszych. Początki sięgają przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Kiedy to blisko 15 lat temu, po wybuchu reaktora atomowego w Czarnobylu, wysyłano do Polski grupy białoruskich dzieci. Zobaczyły one, że tam ludzie żyją inaczej. Przez cały tydzień pracują, ale w niedzielę, odświętnie ubrani,  idą ze swoimi rodzinami i przyjaciółmi do kościoła, a potem odwiedzają się nawzajem, wspólnie jedzą obiady, chodzą na spacery.... ‘My też tak chcemy’ -  prosiły dzieci po powrocie.
 Kapłani wskazują więc tym dzieciom drogę do Boga. Uczą je innego życia, opartego na przykazaniu miłości.
A dzieci z kolei pełnią w swoich środowiskach, w swoich rodzinach rolę apostołów Chrystusa.
 Jest to w pewnym sensie odwrócenie sytuacji. Bo tak jak w normalnych warunkach to rodzice składają swojemu małemu dziecku rączki, ucząc je pierwszych słów paciorka – tak tutaj jest odwrotnie. Nie do rzadkości należy widok dziecka, które pokazuje ojcu gdzie przyklęknąć w kościele i jak się przeżegnać. Albo widok matki uczącej się słów modlitw i pieśni od swojego syna czy córki.
 Ciężka praca kapłanów już przynosi żniwo. Coraz więcej ludzi gromadzi się w ruinach dawnych kościołów, mozolnie je odbudowywując. Bardzo często jednak nabożeństwa odprawiane są jeszcze pod gołym niebem, na deszczu i  mrozie.       
 W jednej na przykład parafii przygotowywano się do Świąt Bożego Narodzenia. Wierni mieli już za sobą przystąpienie do Sakramentów Świętych. Czekali na Pasterkę. Kościół nie był jeszcze odgruzowany, wszystkie więc uroczystości odbywały się na cmentarzu. Tam też w odrestaurowanym grobowcu urządzono pierwszą szopkę. Dzieci i dorośli tłumnie cisnęli się, aby na własne oczy zobaczyć to o czym słyszeli tylko z opowiadań najstarszych. Do Żłobka zbliżyła się jakaś starsza kobieta. Uklękła. Wzięła Dzieciątko na ręce i podnosząc Je do góry rozpromieniona zawołała słowami Pisma Świętego; ‘Już teraz mogę umierać. Moje oczy zobaczyły Zbawiciela!’
 Takich wzruszających momentów można naliczyć sporo. Są one maleńkim podziękowaniem za trud, za ciężą pracę, za wyrzeczenia jakich nie lękają się Kapłani pełniący służbę Bogu i bliźniemu w diecezji, którą kieruje Ks. Biskup Władysław Blin.
 Myliłby się ten, kto chciałby dostrzec w słowach Biskupa odrobinę jakiegoś żalu, rzucanych oskarżeń, czy też obwiniania – nawet tam gdzie palcem można byłoby wskazać sprawców istniejącej sytuacji. Nie. Z wypowiadanych przez Jego Ekscelencję słów, z tonu i brzmienia głosu przebijała jedynie troska oraz wdzięczność za wszelką, okazaną pomoc. Szczególnie za pomoc w modlitwie.
 Najpierw Ks. Biskup Blin wyraził swoją głęboką wdzięczność dla Ojca Świętego, który pierwszy dostrzegł wielką wagę ewangelizacji Wschodu. Dzięki Jego staraniom i wstawiennictwu Matki Bożej Fatimskiej dokonał się prawdziwy cud – nawrót do Boga ludów skazanych po 1917 roku na całkowitą ateizację.
 Następnie dziękował również nam, za wsparcie modlitewne i materialne. Zapewnił, że i on pamięta o nas w swoich modlitwach.  I tu muszę przyznać, że niejedna głowa pochyliła się w zażenowaniu. Czy myśmy rzeczywiście zasłużyli na to podziękowanie? Na modlitwę takiego Człowieka? My mieszkający dostatnio, nie znający co to głód, niedostatek.
 A może to i do nas można byłoby odnieść słowa o dzieciach, które muszą swoim rodzicom służyć przykładem? Czy rzeczywiście i wśród naszych polskich, katolickich rodzin nie zdarza się, że to dziecko pyta w niedzielę, mamo, tato, czy idziemy dziś do kościoła? A odpowiedź?... Właściwie... tak... ale nie dzisiaj... bo... bo... bo  (jeden powód ważniejszy od drugiego) ... może w następną niedzielę....
 Dziecko rośnie – i o niedzielę pyta już coraz rzadziej. A potem o nic już nie pyta. Tylko rodzice zawiedzeni, zrozpaczeni, rozdzierają szaty – jak to się stało? Tyle nadziei, takie plany – wszystko na nic!
 Było dużo czasu na refleksje, jako że nabożeństwo przeciągnęło się do późnych godzin. Niektórzy wyszli wcześniej – i to jest całkowicie akceptowane nie tylko na tym, ale także i podczas innych, comiesięcznych spotkań modlitewnych w naszym kościele w Ashfield. Każdy przychodzi na tak długo, na ile może.
 Tym razem znaczna grupa dotrwała do samego końca. Z zawieszonego przy głównym ołtarzu portretu patrzyły mądre, kochające oczy Papieża, Jana Pawła Drugiego. Te oczy pełne miłości i aprobaty obejmowały nas wszystkich. Szczególnie jednak zdawały się z wdzięcznością podążać za zmierzającymi od ołtarza ku zachrystii Kapłanami – Księdzem Biskupem Władysławem Blinem oraz naszym duszpasterzem, Ks. Wiesławem Pawłowskim.  
utworzono : 2002-10-16
cofnij drukuj do góry
Wszystkich rekordów: